2.09.2014

ROZDZIAŁ 1

Szłam przez łąkę porośniętą przeróżnymi kwiatami, delikatny wiaterek poruszał ich płatki, które łaskotały mnie w palce, gdy szłam sobie pośród wysokiej soczystej trawie. Ziemia pod moimi stopami była zimna, miękka i sprężysta. Moje ciało wydawało się być tak lekkie, że prawie odrywałam się od ziemi. Wokół mnie latały kolorowe motyle i śpiewające ptaki. Słońce na bezchmurnym niebie świeciło tak jasno, że musiałam lekko zmrużać oczy. Lekki wiatr powiewał moje blond włosy, na których znajdował się wianek z śnieżnobiałych stokrotek.
Przed sobą zauważyłam potężne drzewo, z bardzo grubym pniem. Z każdym krokiem znajdowałam się coraz bliżej drzewa, które z każdą chwilą wydawało się być coraz większe. 
Na jednej z potężniejszych gałęzi wisiało na sznurku ogromne koło od auta czy autobusu. Usiadłam w środku koła a wiatr rozkołysał mnie. Zamknęłam oczy wdychając przy tym powietrze po czym lekko je wypuszczając z buzi. 
Ciszę panującą wokół mnie przeszkodziły czyjeś wołanie. Ktoś wołał moje imię. Nie była to jedna osoba, raczej dwie lub trzy. Rozejrzałam się po terenie i nikogo nie zauważyłam. Wołanie wciąż nie ustąpiło. Wstałam i pomału zaczęłam obchodzić drzewo. Z każdym krokiem wołanie robiło się coraz głośniejsze. Stawiałam nogi bardzo powoli nasłuchując gdzie jest źródło dźwięku. 
W pewnym momencie poczułam pod stopami zimną, kamienną tabliczkę. Uklękłam przed tabliczką. Otarłam jedną ręką piasek znajdujący się na tabliczce. Moim oczom ukazał się napis. Łzy napływały mi do oczu po czym spływały po policzku. Zamknęłam oczy chcąc się uspokoić, lecz to nic nie dało. Wciąż miałam w głowię napis wcześniej przeczytany. 'Tu leży Jack i Emily Anderson. Śpijcie spokojnie.'


* *

- Diana obudź się! Diana! - poczułam czyjeś dłonie na moim ramionach, którymi ktoś lekko potrząsał.Otwarłam powoli oczy, lekko je przymrużając. Moim oczom ukazała się dobrze mi znajoma twarz.
- Co ty tutaj robisz? - powiedziałam swoim zaspanym głosem, podnosząc się przy tym na łokciach. Niestety nie na długo, ponieważ z powodu bólu panujący w głowie, ponownie wylądowałam głową na poduszce.
- Przyszedłem do ciebie, bo nie widziałem cię wczoraj w pracy więc postanowiłem cię odwiedzić, no i bardzo dobrze, że to zrobiłem, bo najprawdopodobniej do teraz byś leżała z dziurą w głowie. - uśmiech na jego twarzy zamienił się w jedną wąską linię gdy chwycił lusterko stojące obok łóżka. Jednym ruchem obrócił je w moją stronę, po czym dał mi do zrozumienia, że mam się spojrzeć w tamtą stronę. Przekręciłam powili głowę. Zobaczyłam swoje odbicie. Przeraziłam się. Na czole znajdowała się ogromna rana, a na dodatek moja warga była cała sina i oko miałam podbite.Ale od czego?
Spojrzałam na Seana, który czekał aż coś powiem, lecz ja tylko otworzyłam lekko usta po czym ponownie je zamknęłam.
-' Powiesz mi co się tobie stało? Ktoś cie pobił? '
-' Nie. Miałam mały wypadek...chyba...'- próbowałam sobie przypomnieć co się  wczoraj stało, lecz miałam tylko małe przebłyski. Telefon, ucieczka, auto, cztery cienie. Nic więcej a nawet gdybym coś więcej pamiętała, raczej nie powiedziałabym mu. Sean jest moim przyjacielem, ale niestety on należy do tych ludzi co strasznie się troszczą o swoich bliskich, a on mnie traktuje jak siostrę, więc gdyby się dowiedział co się zdarzyło, żyć mi by nie dał. Co 5 minut by do mnie zdzwonił. Jak byłam mała złamałam sobie rękę i byłam w szpitalu, to Sean codziennie mnie odwiedzał i był przy mnie tak długo ile tylko mógł.
A drugim powodem dlaczego nie powiedziałabym mu to, że nie chce go jeszcze zamartwiać moimi problemami. Teraz ma dość poważne problemy z restauracją. Odkąd tata mu odmówił współpracy ma ogromne problemy z utrzymaniem jej.
Moje rozmyślenia zakończyło chrząknięcie Seana. Otrząsnęłam się -' Nie wiem, co mi się stało. Nie pamiętam.' - wstałam z łóżka po czym powędrowałam w stronę kuchni. Nie zwracając uwagi na nic podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej mleko. Odwróciłam się zamykając przy tym lodówkę. Spojrzałam przelotnie na stół kuchenny, na którym było już uszykowane śniadanie. Sięgnęłam po miskę na górnej półce, gdy nagle uświadomiłam sobie co właśnie zobaczyłam. Gotowe śniadanie? Że co? Przecież ja nic sobie jeszcze nie uszykowałam. Usiadłam przy stole patrząc na przygotowane przez kogoś śniadanie. Było z chyba 20 rodzaju szynki, 10 rodzaju chleba i jeszcze więcej rzeczy, które nigdy nie znajdowały się w moim domu. Zawsze jak szłam na zakupy kupowałam to samo ,czyli mleko i płatki kukurydziane. A obiady zawsze jadłam na mieście, więc moja lodówka praktycznie w moim domu była zbędna.
W progu kuchni zobaczyłam stojącego Seana uśmiechającego się w moją stronę.
-' Ty to wszystko zrobiłeś?'
-' Nie.'
-' To kto?' - Sean usiadł przy stole biorąc do ręki kawałek chleba posmarowanego masłem. Spojrzał na mnie biorąc pierwszy kęs. -' Myślałem, że ty mi to powiesz.' - pokazałam gest, że nie wiem kto to mógł być, po czym nie zastanawiając się dłużej nad tym tematem, zaczęłam robić sobie kanapkę.
Nagle przyjaciel wstał z krzesła -' Muszę już iść. Restauracja na mnie czeka. Mam nadzieje, że jutro przyjdziesz już do pracy. '- puścił mi oczko uśmiechając się przy tym, po czym opuścił pomieszczenie.
-' To pa! Do zobaczenia!' - powiedział ostatni raz zamykając za sobą drzwi. Kilka minut siedziałam jeszcze przy stolę zajadając kanapki i zastanawiając się co dzisiaj będę robić.

* *

Wstałam i poszłam w stronę sypialni aby ubrać się. Otworzyłam szafę gdzie wiało pustkami. Mało mam ubrań. Stałam przed szafą zastanawiając co dzisiaj na siebie ubrać. Przechodziłam z nogi na nogę wciąż główkując. Jedyne co mi wpadło do głowy to, żeby iść dzisiaj na zakupy i kupić sobie więcej rzeczy.
Może zadzwonię do Harper i pójdziemy? Tak, do dobry pomysł. Ona gdy słyszy zakupy, od razu szaleje.
Wzięłam komórkę i wydusiłam numer Harper.
-' Hej Diana.'- usłyszałam piskliwy głos po drugiej stronie.
-' Cześć Harpie, może poszłybyśmy na zakupy do galerii handlowej?'
-' Właśnie chciałam do ciebie zadzwonić i się o to samo zapytać. Czytasz mi w myślach czy co? A no tak... To przyjacielska telepatia hahaha.'
-' Haha...'- przewróciłam teatralnie oczami. Harper uważa, że jestem niby jej przyjaciółką, ale ja wiem, że kłamię. Prawda jest taka, że ''przyjaźni'' się ze mną  tylko dla tego, że mam ojca milionera. No więc... nie jest moją przyjaciółką.
-' Diana słuchasz mnie?'- usłyszałam głos wychodzący z słuchawki.
-' Tak, tak... To o której i gdzie?'
-' O 16 przed galerią?'
-' Spoko.'
-' To do zobaczenia słońce.' - nie zdążyłam się pożegnać ponieważ dziewczyna się rozłączyła.
Jest godzina 12 a ja wciąż jestem w piżamie. Może najpierw pójdę umyć zęby.

* *

Znajdowałam się już w łazience. Zabrałam szczotkę do zębów i nałożyłam na nią pastę. Gdy chciałam włożyć ją do buzi przeszkodził mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniał napis 'Nieznany'. Przesunęłam nie pewnie palcem zieloną słuchawkę. -'Halo?'
-' Cześć Diana '- odezwał się jakiś głos. Brzmiał jakby mówiło to duże dziecko. Był taki poważny i męski a zarazem dziecinny -' Na to spotkanie z Harper ubierz te czarne spodnie z tą małą dziurą na kolanie i szarą bluzę z napisem Oops. Nie jest dzisiaj tak ciepło jak wczoraj.'
-' Słucham? Kim ty wg jesteś?'
-' No to załóż to co powiedziałem. Będziesz wyglądać zajebiście. Ale nie związuj włosy w koka. Miej rozpuszczone. Do usłyszenia skarbie.' - rozłączył się.
Usiadłam na ubikacji zakrywając dłońmi twarz. Wzięłam głęboki oddech po czym lekko go wypuściłam.
W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś zamyka szafę. Ruszyłam energicznie w stronę pokoju. Otworzyłam szybkim pociągnięciem drzwi. Rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie było. Okno zamknięte, szafa zamknięta. Wszystko wyglądało tak jak pozostawiłam gdy wychodziłam z tego pomieszczenia. Podeszłam bliżej szafy. Zaczęłam ją powoli otwierać. Bałam się, że coś mi z niej wyskoczy lub wyleci i mnie zaatakuje. Z szafy wyleciała mała karteczka. Chwyciłam ją do ręki i zaczęłam czytać.

' Ubierz to co ci powiedziałem przez telefon. 
Bluza znajduję się na 1 półce od lewej u góry a spodnie 3 półka od prawej na dole.
Miłego dnia kochanie xx '

                                                                  B.A.

B.A. ? Kto to jest i czego ode mnie chce? Skąd on wie jakie mam ciuchy i gdzie one się znajdują? Skąd on wie o moich dzisiejszych planach? Skąd on wie o moim istnieniu? Tyle pytań zero odpowiedzi.

* *

-' Hej Diana! Tutaj jestem! '- zobaczyłam Harper stojącą przy sklepie. Podbiegła do mnie i przytuliła mnie na powitanie -' O matko święta, co ci się stało kochanie? '- powiedziała oglądając moją twarz. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Prawdę? Ale ja jej nie znam. Gdybym wiedziała co mi się stało to bym już wcześniej powiedziała Seanowi, lecz w mojej głowie są tylko prześwity. Telefon, ucieczka, auto, cztery cienie. Dużo to mi mówi.-' Nie wiem. Sama się nad tym zastanawiam. Chodźmy w końcu na te zakupy.'- pociągnęłam ją za nadgarstek do pierwszego lepszego sklepu.

Szłyśmy pomiędzy wieszakami na których znajdowały się mnóstwo ciuchów. Znajoma brała każdą rzecz, która wpadła w jej ręce i kładła do koszyka. Gdy w koszyku nie mieściły się już rzeczy zabierała mnie do przymierzalni. W przymierzalni okazywało się, że jednak połowy tych ciuchów nie chce, więc odkładała na wieszaki. I tak w kółko. Ja w między czasie wybrałam sobie z kilka bluzek i spodni. Nie jestem jak ona. Nie rozrzucam kasy na prawo i lewo tak jak 3/4 córek milionerów. 
Kiedy w końcu Harper zakończyła poszukiwania ciuchów podeszłyśmy do kasy. Sprzedawczyni gdy zobaczyła Harpie otworzyła lekko buzię z wrażenia. Ja już się przyzwyczaiłam do tego, że ona kupuje ok. 100 ciuchów.
-' Może ja pierwsza zapłacę. '- powiedziałam do Harper uśmiechając się i wyprzedzając ją. Położyłam ciuchy na blat. Kasjerka uśmiechnęła się lecz w jej oczach było widać, że czegoś się bała. -' Pani jest Diana Anderson?'
-' Tak.'- odpowiedziałam z obojętnością. Przyzwyczaiłam się już do tego, że ktoś mnie rozpoznaje na ulicy. Nie żebym była sławna, bo nie jestem, tylko przez to, że mój tata jest milionerem i jak byłam mała brał mnie na różne sesje zdjęciowe do gazet, aby pokazać jakim to jest kochanym tatusiem. Prawda jest taka, że wg nim nie był, nie jest i nie będzie.-' Mogę zapłacić kartą?'- wyjęłam kartę debetową z portfela, aby podać już sprzedawczyni, lecz ta zaczęła nerwowo kręcić przecząco głową.-' Nie-ee musi pani płacić. Pani zakupy są już zapłacone.'- spakowała moje ciuchy do reklamówki z prędkością światła i podała mi szepcząc, bardzo ciche 'proszę' patrząc w dół na swoje stopy.
Odeszłam bez słowa. Schowałam kartę do portfela i wyszłam ze sklepu, aby usiąść na ławce. Analizowałam w myślach zdarzenie z przed chwili. Kto mógłby zapłacić za zakupy i dlaczego to zrobił? Czy możliwe jest aby tata maczał w tym palce? A może Sean chce zrobić mi niespodziankę? Albo mam jakiegoś tajemniczego wielbiciela? Tyle pytań zero odpowiedzi.
Z zamyśleń wyrwała mnie Harper szturchając moje ramię. -' Ej co ci?' - otworzyłam lekko usta by wytłumaczyć jej nad czym rozmyślam lecz ona wtrąciła się. -' Nie powinnaś się zamartwiać tym. Raczej cieszyć się powinnaś, że nie musiałaś kasy wydawać. A teraz chodź, idziemy do innych sklepów.'- chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła mnie jak szmacianą lalkę do kolejnego sklepu.

Z kolejnego sklepu, robiło się jeszcze 10 innych kolejnych, a z 10 kolejnych jeszcze z 20 i tak dalej. Miałam już pomału dość tego ciągłego chodzenia. Byłam zmęczona i głodna. Najchętniej położyłabym się teraz w moim wygodnym łóżku i się zdrzemnęła. Ból głowy cały czas mnie męczył.

* *

'Zdzwonimy się jeszcze kiedyś okej?'- powiedziała blondyna swoim piskliwym głosem.
'Tak, oczywiście.'- przytuliłam Harper i ruszyłam w stronę domu.
Szłam znowu sama. Na ulicach nikogo nie było. Niebo robiło się coraz ciemniejsze. Latarnie stojące co kilka metrów zaczęły się pomału zapalać. Koło nich można było dostrzec małe latające robaczki, myślące, że to słońce. Nie liczne drzewa pod wpływem lekkiego wiaterku, kołysały się leniwie. Światła w domach zaczynały pomału znikać. Ruch na jezdni przypominał ruch zwierząt sawanny na pustyni Sahara.

Byłam sama. Znowu. Jak zawsze. Czy się już do tego przyzwyczaiłam? Nie. Dlaczego? Bo wciąż boli mnie to, że jest tyle ludzi na świecie i żaden nie zwraca na mnie uwagi.

Mówisz 'Przecież masz Harper' , ale jaka to przyjaciółka, która przyjaźni się z tobą tylko dlatego, bo masz kasę i ojca milionera? Mówisz 'Przecież masz Seana', ale on nie zawsze ma dla mnie czas. Coraz rzadziej ze sobą rozmawiamy i spędzamy wspólnie czas. Ostatni raz nasz wspólny wypad na miasto był około 4 miesiące temu. Mówisz 'Przecież masz rodziców.'. Tak mam, ale tylko metaforycznie. Wiesz jakie to uczucie gdy potrzebujesz kogoś a najbliższe ci osoby cię olewają? Wiesz jakie to uczucie gdy mówisz 'kocham cię' a oni tego nie docenianiom? Czy wiesz jakie to uczucie kochać kogoś a równocześnie nienawidzić?

Szłam z otaczającą mnie ciszą i moimi myślami.


----------------------------------------------------------------------------------------------------

Pierwszy rozdział już za nami. Jak się podoba?
Obiecuję wam, że z każdym rozdziałem będzie coraz ciekawiej. Zawsze na początku jest taka stypa (lmao).

Dziękuję bardzo za te 13 komentarzy pod rozdziałem. I jeszcze te dwie nominację! Awww
Pobijemy rekord i będzie teraz ok.15? ;)

Następny rozdział... nie wiem kiedy. Zależy kiedy będę mieć czas. Wiecie, teraz szkoła się zaczęła, więc czasu będę mieć o wiele mniej.

Pozdrawiam ;)

+ Nowa postać doszła do zakładki 'Bohaterowie'